W ostatnich miesiącach dużo się u mnie dzieje. Sporo pracy, zawirowań rodzinnych i obowiązków społecznych. W takich momentach często ledwo „zipię”, jestem przemęczony i nieprzyjemny dla otoczenia. Pewne sobotnie popołudnie było jednak wyjątkowe.
Zapowiadało się, że będzie tak jak zwykle – kolejny bieg wśród ważnych i pilnych spraw, zakończony wieczornym padnięciem przed telewizorem. Nagle jednak okazało się, że zaplanowane porządkowanie harcówki nie dojdzie do skutku i uwolniło mi się parę godzin wolnego czasu. Usiadłem sobie na balkonie i zacząłem się zastanawiać co zrobić z tym prezentem. Pogoda była piękna i zachęcała do aktywności poza domem. Rower, a może działka? W domu też było cicho i spokojnie. Może jakaś książka lub fragment filmu? Niespodziewanie przyszła nowa myśl – a może zabrać się za rzeczy dawno już odkładane, ważne, ale nie na tyle pilne, że wymagały natychmiastowego zaopiekowania.
Na moim biurku leżały szybki ochronne na telefon komórkowy. Teraz to łatwo jest coś kupić, gorzej potem przetworzyć. Leżały już tak parę miesięcy, czekając na swój czas. Przez ten okres ekran telefonu był narażony na zadrapania. Z zapałem wyczyściłem szkło i zabezpieczyłem je dodatkową ochroną. Na szczęście przez ten czas nie doszło do poważnych zarysowań ekranu telefonu. Bardzo się ucieszyłem, że udało mi zrobić coś, co już tak długo czekało. Z tej radości odnalazłem też szkło na telefon żony. On też wymagał zaopiekowania. Położenie nowego zabezpieczenia zajęło tylko parę minut. Jaką te proste czynności dają frajdę! Zadanie kolejne było trochę trudniejsze. Od dłuższego czasu już coś bulgocze w rurze odpływowej wody z brodzika. Mieliśmy już taką sytuację rok temu i zakończyło się to kompletnym zatkaniem kanalizacji. Uratowała nas wtedy ekipa fachowców. Teraz wyciągnąłem metalową spiralę i po paru minutach rura była przetkana. Woda zaczęła ściekać bez problemów.
![](https://ksie.ga/wp-content/uploads/2019/06/64677674_1291736694319203_5573482281521119232_o-1024x683.jpg)
Zastanowiło mnie jak dużo radości dały mi te proste czynności. Nie były najpilniejsze, mogły jeszcze poczekać, ale ich ciągłe odkładanie spowodowałoby z czasem trudno odwracalne skutki. Jaką przyjemność daje realizacja ważnych rzeczy, gdy mamy na nie czas i spokojną chwilę! Na pewno sami tego doświadczyliście. Pogrzebałem trochę w sieci i na półkach i okazało się, że nic nowego nie odkryłem. Ten sposób działania znany jest w teorii zarządzania czasem pod nazwą Macierzy Eisenhowera. Można o tym poczytać np. pod adresem https://rafalruba.pl/macierz-eisenhowera/
Teoria jest bardzo ciekawa i dzieli czynności życiowe na 4 kategorie
1. Pilne i ważne – sprawy wymagające natychmiastowego działania,
2. Ważne, ale niepilne – zadania do zaplanowania na później,
3. Pilne, ale nieważne – rzeczy należące delegować do zrobienia komuś innemu,
4. Niepilne ani nieważne – zajęcia do wyeliminowania z naszego życia.
Przeważnie w życiu kierujemy się pilnością zadań. Osoba, która zajmuje się wyłącznie rzeczami pilnymi i ważnymi to najpewniejszy kandydat do zawału serca. Stephen Covey w swojej książce „7 nawyków skutecznego działania” zachęca, aby tak pokierować swoim życiem, aby zajmować się w głównej mierze sprawami z kategorii 2 – „ważne, ale niepilne”. Kiedyś to czytałem, ale w natłoku pilnych spraw wyleciało mi z głowy. A to przecież jest takie ważne.
To sobotnie popołudnie natchnęło mnie, aby umieć zatrzymać się na chwilę w życiu, zastanowić się, czy te sprawy, którymi się teraz zajmują są rzeczywiście ważne, a nie tylko pilne. Niestety tak się często składa, że te ważne „pokrywają” się kurzem gdzieś w kącie, odepchnięte przez te pilne.
To nie był koniec tego dnia. Wybrałem się wieczorem na spowiedź, na której dawno już nie byłem, a potem zadzwoniłem do mamy, która długo i cierpliwie czekała na mój telefon.