Czas czytania: 4 minut

Lubię obserwować ludzi i z nimi rozmawiać. Z tego powodu wolę podróżować komunikacją miejską i pociągami, niż samotnie samochodem. W pociągu staram się o miejsce w wagonie z przedziałami, gdzie życie przypadkowo wybiera parę osób, aby mogły spędzić ze sobą kilka godzin. Czasami w ciszy, czasami delikatnie się obserwując, albo rozmawiając lub się wzajemnie denerwując.

Tego ranka nie było mi wesoło, bo musiałem rano wstać i jechać do Poznania. Miałem niecny plan, aby zaraz po wejściu do przedziału zapaść w sen i odrobić zaległości. Wszystko było na najlepszej drodze, bo byłem sam w przedziale. Niestety wkrótce drzwi się otworzyły i wkroczyło dwóch osobników, od których nieźle było już czuć piwem. Nie mieli nawet biletu, a ja już wiedziałem, że z moich planów „nici”. Mogłem wstać i pójść poszukać sobie bardziej ustronnego miejsca, a przecież byłem tu pierwszy i w dodatku na swoim miejscu. Postanowiłem, że będę silniejszy od nich i nie dam się „wygryźć”.

Moim towarzyszom nie chciało się spać, za to chętnie opowiadali o sobie. Okazało się, że wracają właśnie z pracy w Niemczech i Holandii. Chłopaki mieli po 25 lat i bardzo chwalili swoje życie. Byli dumni, że mogą pracować po 14 godzin za duże pieniądze, których w Polsce nigdy by nie zarobili. To, czym się zajmowali w kraju raczej przedstawiali ze wstydem, jako „błąd młodości”. Jeden z nich swoje wypowiedzi kończył słowami „taka jest prawda”. Widać było, że lubi swoją pracę, w której cenią go jako fachowca. Był dumny, że język niemiecki ma już opanowany na tyle, że poradzi sobie w urzędzie. Najbardziej jednak lubił rozmawiać o pieniądzach, ile to teraz zarabia. I gdy tą kwotę przeliczał na złotówki, po jego słowach „taka jest prawda” zapadała dłuższa chwila. Tak bardzo utożsamiał się ze swoimi słowami, że niebezpiecznie było wtrącić uwagę, że pieniądze nie stanowią o wartości człowieka. On w to święcie wierzył.

Niestety piwko zaczęło mocniej działać i nasz główny rozmówca musiał się przejść. Wtedy jego towarzysz bardziej się ożywił i wyjaśnił mi, ze oni to właściwie widzą się pierwszy raz. Po prostu spotkali się w podroży. Ucieszyłem się, że Polacy na emigracji są tacy otwarci i pomagają sobie wzajemnie. I wtedy się zaczęło! Chyba poruszyłem jakąś czułą strunę, bo z jego ust zaczęły płynąć opowieści, że za granicą największym wrogiem Polaka jest drugi Polak. Między naszymi obywatelami jest jakaś straszna konkurencja i zawiść, bo jak ktoś zarabia o jedno euro mniej, to wcale to nie dopinguje go do lepszej pracy, nauki czy innego rozwoju, ale przede wszystkim należy zaszkodzić i podkopać tych, którzy mają większe zarobki. Rodacy nie dzielą się też chętnie swoim doświadczeniem, aby innym nie było łatwiej, ale aby także przeżyli takie trudne początki jak oni sami.

Nie pierwszy raz już słyszałem takie opinie o Polakach. Wolą oni pracować z ludźmi z innych krajów, wtedy czują się lepiej. Chłopaki, których spotkałem, są bardzo młodzi i ich największym zmartwieniem jest osiągniecie limitu godzin nadliczbowych i praca tylko przez 8 godzin. Ja widziałem ich przyszłe losy przez pryzmat doświadczeń innych moich znajomych, którzy zaczynali jak oni. Droga jest typowa dla wielu naszych rodaków za granicą: 12 godzinna praca, traumatyczne przeżycia związane z brakiem znajomości języka i kultury oraz postawienie wszystkiego na zdobywanie pieniędzy. To na nich wiele osób buduje swoje poczucie wartości. Potem ściąga się rodzinę, bierze kredyt na dom, dzieci chodzą do szkoły za granicą i coraz mniej rozumieją tęsknotę za krajem. Rzadko kto, jest na tyle zdeterminowany, że potrafi „wtopić się” w miejscową kulturę.

No i wreszcie przychodzi taki wiek, że organizm nie daje rady pracować już w nadgodzinach. Przekłada się to automatycznie na otrzymywane wynagrodzenie i coraz większe zagrożenie utratą pracy. Bo przecież, jeżeli ktoś wykonuje pracę, do której nie trzeba wysokich kwalifikacji, łatwo go zastąpić. Nowe fale emigrantów są gotowe zająć te miejsca pracy. To jest scenariusz prowadzący do załamania nerwowego dla osób, dla których dotychczas pieniądze były wyznacznikiem wartości. Mniej kasy – jestem gorszy. „Tak będzie już w przyszłości” – to właściwie do niczego się nie nadaję.

Takie myśli przebiegły mi przez głowę, gdy wysiadali. Oczywiście nie chcieliby usłyszeć nic z tego co piszę, bo przecież mają swoją prawdę, która trzyma ich przy życiu. Zostawili mnie z tym tematem do końca podróży. Jak „ta prawda” jest względna! Tak właściwie to każdy z nas przyjmuje taką prawdę jaka jest mu wygodna, która pasuje do jego doświadczeń i z którą po prostu żyje mu się lepiej. Z czasem każdy sam uwierzy w swoją prawdę, wystarczy często ją powtarzać. Po iluś tam latach już nawet nie wiemy, kto i co na wmówił, że niektóre z doświadczeń to były tylko przykre wypadki lub fuksy. Po co się zastanawiać, czy jest jakaś inna prawda, skoro wie się najlepiej.

Zaczynam wokół siebie obserwować ciekawe zjawisko. Póki byliśmy „białymi kartkami” na studniach, czy w liceum, chętnie spotykaliśmy się z innymi osobami, które miały coś do powiedzenia. Zbieraliśmy doświadczenia innych, weryfikowaliśmy i adoptowaliśmy je jako własne. Teraz, człowiek najbardziej lubi towarzystwo osób podobnych sobie, z takimi samymi poglądami i doświadczeniami. To nic, że to nie powoduje rozwoju, każdy przecież się już rozwinął. Po co mu nowe prawdy, przecież wszystko wie. Najtrudniej jest jednak słuchać prawdy o sobie samym. Ubolewam głęboko nad tym, że powoli ginie instytucja przyjaciół, którzy delikatnie i ciepło mogliby powiedzieć o wadach danej osoby. Bez tych komentarzy powoli zaczynamy wierzyć w swoją doskonałość! Teraz w to miejsce wchodzą kopniaki i lajki zadawane na forach internetowych czy FB. Jednak ile one są warte? Jak w takich warunkach szukać mądrości?

Podziwiam osoby, które mimo wszystko postanowiły wyjść z ciepełka swojego gniazda i poszukać jakiejś bardziej doskonałej prawdy. Każdy z nas codziennie spotyka się z jakimś zaskoczeniem, że coś inaczej wygląda/zachowuje się niż nam się dotychczas wydawało. Wtedy wrzuca się to do worka „wyjątków”, bo przecież nie mogliśmy się mylić. Czasami przypomina mi to uparte bronienie teorii, że to Słońce krąży wokół Ziemi. Ile do tej teorii dorobiono wyjątków, aby obronić błędną, podstawową tezę. Dziś tak samo, często przyczyn obecnych rozczarowań należy szukać o wiele wcześniej, np. w dzieciństwie, czy latach młodzieńczych. Tamte doświadczenia, mimo, że ich nie pamiętamy lub nie chcemy pamiętać , rzutują na teraźniejszość. Trzeba jednak odwagi, aby na nowo na nie spojrzeć.

Szukam ciągle odpowiedzi na pytanie „Jak żyć?” i nie boję się o to pytać innych. Czasami niektóre opowieści są ciekawe, ale znacznie częściej słychać ciszę lub konspiracyjny szept.