Skarby męskiego serca

Czas czytania: 3 minut

Parę tygodni temu pożegnaliśmy mojego tatę żony – teścia i dziadka.  Na raka chorował już od dwóch lat, ale od wiosny to było z nim już zupełnie kiepsko. Myślę, że odszedł w spokoju, bez żalu i strachu. Takim właśnie facetem był przez całe życie – silnym, zdecydowanym i zawsze mającym własne zdanie. Tak jak każdy z nas przez całe życie gromadził swoje skarby. Z tych materialnych pozostał po nim dom, który prawie samodzielnie zbudował oraz warsztat  z narzędziami oraz kupa różnych „rupieci”, które zbierał przez całe życie. W ostatnich miesiącach trochę pomagałem mu przy domu i mimo, że nie wychodził już na zewnątrz, zawsze wiedział gdzie należy szukać jakiegoś śrubokrętu, czy wiertła. Bez jego podpowiedzi odnalezienie tych przedmiotów było prawie niemożliwe.

Ostatnie pożegnanie z nim było bardzo trudne dla wszystkich. Postanowiliśmy trochę zmienić typowe zwyczaje. Nie bardzo pasował mi widok świętego obrazka czy różańca w jego rękach.  W ciągu jego życia nie było w niego widać jakiejś specjalnej ciągoty do modlitwy. Był człowiekiem czynu. Do trumny włożyliśmy parę przedmiotów, które dało się tam zmieścić, a które pokazywały by to, co dla niego było ważne za życia. Pod wiekiem znalazły się więc:

  1. Złoty Krzyż Zasługi PRL – nadawany za lata pracy dla Polski. On nigdy się nie wstydził, że w czasach socjalizmu starał się pracować jak najlepiej. Był bardzo dumny ze swoich osiągnięć, choć zmiana ustroju i przekształcenia w rolnictwie prawie zniweczyły jego efekty pracy. Do końca pilnował swoich odznaczeń, choć wnuki już od kilku lat próbowały je od niego „wyłudzić”. Imponował mi siłą swojego charakteru i tego, że nie wyparł się swojej przeszłości.
  2. Nasiona fasoli, pomidorów i innych warzyw. Ogródek był dla niego namiastką pola o którym marzył od dzieciństwa. To była jego odskocznia od problemów w pracy, czy w domu. Przez wiele lat uprawiał na działce krzewy ozdobne. Niektóre z nich nawet dziś rosną na cmentarzu, obok jego grobu.  Był bardzo dobry w sadzeniu, ale niestety w obecnych czasach trzeba też być sprzedawcą.
  3. Wystrzępiony śrubokręt. W czasach, gdy budował dom, było trudno o wszelkie materiały i narzędzia. Każde z nich było na wagę złota i trzeba było je przeważnie „kombinować”. Po tacie zostało dużo kluczy, śrub, części rowerowych czy jakiś innych maszyn. Mimo, że wiele z nich już dawno się nie nadawało do użytku, nie pozwalał ich wyrzucić, bo „zawsze mogą się przydać”. Niektóre z narzędzi tylko on potrafił obsługiwać, a one pamiętają wiele godzin razem z nim spędzonych. Czasami taka praca kończyła się tragicznie np. obcięciem kawałka palca.
  4. Butelka wina domowego – niestety nie wypadało włożyć, ale to też ważny element życia teścia. Szacunkiem do wina zaraził się jeżdżąc do Niemczech na „winobrania”, czyli pomoc przy zbiorze winogron. To była ulubiona forma jego wypoczynku. Nazywał to „wczasami kondycyjnymi”. Później, gdy już brakło sił, przerzucił się na własną produkcję. Dzięki wycieczkom rowerowym po okolicy miał stały dostęp do odpowiedniego „materiału”: mirabelek, śliwek czy czarnej porzeczki. Pamiętam wiele naszych wspólnych wieczorów, podczas których próbowaliśmy kolejnych jego produkcji i gdy miałem okazję posłuchać o jego dzieciństwie czy latach młodzieńczych.
  5. Długopis i krzyżówki. Gdy na zewnątrz była brzydka pogoda lub się ściemniło i nie można było pracować w ogródku, tato zasiadał przed telewizorem, z długopisem w ręku. Nie notował jednak żadnych wiadomości, choć wszystkie je musiał wysłuchać. Jego pasją były krzyżówki i to te najtrudniejsze – jolki, czy te „z przymrużeniem oka”. Uwielbiał gimnastykować swój umysł i cieszył się jak dziecko, czy udało mu się znaleźć jakiś brakujący wyraz. Dzielił się wtedy nim ze wszystkimi, których udało mu się napotkać. Żarty językowe, to był jego ulubiony rodzaj. Czasami trzeba było się nieźle nagłowić, aby się móc roześmiać.
  6. Dorzuciłbym jeszcze maszynę do szycia, ale się nie zmieściła. Mottem życia taty była „Samowystarczalność”. Za swoją ambicję uważał, że jako facet powinien sam umieć wszystko zrobić. Przejawiało się to nie tylko pracą w ogrodzie, ale także wszelkimi remontami w domu, czy chociażby drobnymi naprawami krawieckimi. Całe życie sam strzygł swoje włosy (a nawet znajomych i rodziny) a swoim córkom uszył sukienki w dzieciństwie, czy produkował zabawki dla wnuków. W ostatnich latach odpuścił sobie elektronikę, ale nadrabiał za to w innych dziedzinach. Był nieocenionym wykonawcą – prawdziwą „złotą rączką”. Ślady jego prac można zobaczyć w nie jednym mieszkaniu.

Pożegnaliśmy go, ale została po nim ta kupa rzeczy, które były dla niego ważne. Pordzewiałe, wystrzępione narzędzia. I nie wiadomo teraz co z tym zrobić.