Czas czytania: 2 minut

Wybrałem się ostatnio na samotną wycieczkę rowerową z Legnicy do Wrocławia. Trasa liczyła ok 90 km. Chciałem przejechać fragment szlaku Św. Jakuba (via Regia). Droga minęła dość szybko, pogoda była znakomita, a wiatr na szczęście wiał w plecy.

Wjeżdżając już do miasta, droga skręciła na cmentarz przy ulicy Marszowickiej. Z początku nie poznałem okolicy, ale potem uświadomiłem sobie, że kiedyś często tu bywałem. Mieszkaliśmy kiedyś w tym rejonie, a cmentarz był atrakcyjnym miejscem ze względu na … pompę, taką ręczną abisynkę. Pompowanie wody i obserwacja jak napełniają się różne naczynia były ulubionym zajęciem mojego paroletniego synka. Wtedy był jeszcze za mały, aby samodzielnie dojechać na cmentarz, ale mój rower miał z tyłu siodełko, które z dumą okupywał. Podczas jazdy rozglądał się na boki, kontemplując widoki i zachwycając się nowymi odkryciami. Takimi jak ta pompa.

Wspomnienie tych czasów uświadomiło mi jak się zmieniło moje życie w ostatnich latach. Kiedyś, gdy byłem młodszy, moje wycieczki rowerowe odbywały się przeważnie z „dodatkowym bagażem”. Silą rzeczy wynosiły maksymalnie kilkanaście kilometrów. Wtedy wydawało mi się, że to już kres moich możliwości i cieszyłem się, że w ogóle się ruszam i mam okazję wyjechać z domu. Byłem strasznie przemęczony pracą, opieką nad dziećmi, wspieraniem żony, a najgorsze w tym wszystkim był brak nadziei, że sytuacja się zmieni w ciągu w miarę bliskiego czasu.

Dziś, gdy dzieci już podrosły, sytuacja w domu i pracy się ustabilizowała i stać mnie na większe wyzwania, jak chociażby ta obecna wycieczka rowerowa. Osiągam wyniki, które w wieku trzydziestolatka były dla mnie niewyobrażalne. Jednak dziś pojawia się także dodatkowe pytanie – „Jaki to ma sens?”. Kiedyś wycieczka do pompy była prostym odruchem, chęcią spędzenia czasu z dzieckiem i chwilą wytchnienia od pracy i domu. Nie myślało się nad tym, czy i komu jest to potrzebne. Moja wycieczka pokazała mi, że potrafię przejechać długie dystanse. I co z tego? Komu jest to potrzebne? Co będzie dalej, czy mam teraz jechać coraz dalej, czy walczyć o poprawienie czasu na tej trasie? Czy śrubowanie wyników komuś pomoże? Gdzie jest granica, przy której się mam zatrzymać, bo na pewno gdzieś jest…

Z powodu tego nawału pytań z tęsknotą wracam do wspólnych wycieczek do pompy i czasu gdy się żyło, bez zastanawiania. Gdybym się mógł cofnąć do tamtych chwil, to myślę, że głębiej bym przeżywał ten czas, gdy dzieci były małe. Takie momenty już nie wrócą. Ta chwila refleksji na cmentarzu nauczyła mnie, że szkoda mi czasu tracić na samotne wyjazdy rowerowe, nawet, gdybym podczas nich ustanawiał kolejne rekordy. Ważniejsze dla mnie jest, aby nie przegapić obecnego czasu i np. wybrać się jeszcze raz z synem, aby odwiedzić pompę. Tym razem jednak na dwóch osobnych rowerach.