Spieszyliśmy się ostatnio na Mszę Św., która miała być na drugim końcu miasta. Po drodze miałem zabrać żonę i córkę, które musiały dokonać szybkiego zakupu butów. Nie jest łatwa sprawa, gdy młodzież ma już taką stopę jak dorośli. Na szczęście wszyscy byli punktualni i ruszyliśmy w dalszą drogę. Ja kierowałem, a żona dalej była w trybie rozwiązywania trudnych problemów.
W pewnym momencie, ustawiłem się na pasie do skrętu w lewo, co spowodowało gwałtowne protesty żony: „Dlaczego chcesz jechać w lewo, w prawo będzie szybciej! Przecież wiesz, że zamknięto ulicę Krupniczą!” Posłusznie skręciłem w prawo, bo faktycznie pomysł żony był lepszy. Nie spojrzałem na to z tej strony. Ale to nie był koniec rozmowy.
„A dlaczego chciałeś skręcić w lewo? Nie wiedziałeś, że tam jest remont?” – usłyszałem za chwilę. Moja odpowiedź nie miała już znaczenia, bo jechaliśmy nową trasą, tą którą wyznaczyła żona. Wolałem nie odpowiadać na to pytanie. Niestety to nie koniec sprawy.
„Odpowiesz mi dlaczego chciałeś jechać w lewo”? – żona mówi już coraz bardziej zdenerwowanym głosem. Ja też się już denerwuję, bo nie chcę o tym mówić. Przed nami dalsza część trasy, a ja nie chcę w tym momencie tłumaczyć, że chciałem pojechać inną drogą.
„Nie chcę o tym teraz mówić” – odburknąłem w odpowiedzi.
„Powiedz mi DLACZEGO chciałeś tamtędy jechać? Nie wiedziałeś, że tam jest remont?” – żona już prawie krzyczy, czym wyprowadza mnie z równowagi i odpowiadam, tak jak się w tej chwili czuję:
„Chciałem pojechać w lewo, bo jestem GŁUPI!”.
Niestety odpowiedź jej niezadowoliła – „Ale dlaczego chciałeś tam skręcić?”.
Muszę coś szybko wymyśleć, bo nie będzie spokoju – „Bo dawno już tam nie byłem i chciałem sprawdzić, czy coś się zmieniło.”
To ją zadowoliło, albo tylko zastopowało, w każdym bądź razie temat skrętu został wyjaśniony. No, może tylko częściowo.
Dzieci siedziały na tylnych siedzeniach i przysłuchiwały się naszej rozmowie. Im było wszystko jedno, którą trasą pojadą, ale chyba wolałby, aby było spokojniej.
Dlaczego o tym piszę? Bo nasza sprzeczka nie jest wcale wyjątkiem. Nie raz słyszałem jak żona „strofuje” swojego męża w obecności obcych osób lub dzieci. Czuję wtedy, jak facet „kuli” się w środku, pod atakiem takich zdań, które pokazują mu niekompetencję. Niestety Panie chyba nie wiedzą, że takie publiczne wytykanie błędów, to coś najgorszego, co mogą zrobić swojemu ukochanemu. To jak kopanie leżącego. Gdyby inny mężczyzna tak wytykałby błędy, to po prostu dostałby „po mordzie”, a gdyby nawet nie, to na pewno taka osoba nie może liczyć na głębszą znajomość. Skąd to się może brać? Myślę, że takie niepotrzebne wykazywanie błędów zaburza jednym z podstawowych filarów męskości: Facet musi czuć się MĄDRY. W chwilach takiego strofowania czuje coś całkiem przeciwnego, co bezpośrednio wpływa na jego poczucie własnej wartości. To tak jak dla kobiety, która lubi być PIĘKNA, przy gościach powiedzieć, że jej poprzednia fryzura była beznadziejna, albo wiercić temat, dlaczego kupiła taką „nieładną” sukienkę. Okropne.
![](https://ksie.ga/wp-content/uploads/2014/05/10286936_295539830605566_31852974520630472_o.jpg)
Niestety obawiam się, że będzie coraz gorzej. Kiedyś, gdy był jasny podział ról i obszarów działalności, kompetencje kobiet i mężczyzn były rożne i z reguły trudno było się wypowiadać (krytykować) na temat rzeczy na których się nie znało. Teraz, w dobie równouprawnienia, braku przeszkód w kształceniu i wyborze zawodu, kobiety są często lepsze od mężczyzn w dziedzinach, które wcześniej do nich należały. Nikogo już dziś nie dziwi żona wbijająca gwóźdź w ścianę, czasami nawet poprawiająca tą pracę po swoim mężu. To, co widzę czasami u siebie i innych facetów, to, że nie nadążają za tymi zmianami. Zamiast radośnie rzucić się na inne dziedziny uwielbiane dotąd tylko przez kobiety wolą tkwić w starych schematach i np. dbać o bezpieczeństwo fizyczne czy finansowe rodziny, pokazywać świat starszym dzieciom, czy też po prostu opiekować się swoją żoną. Dla niektórych nawet lepiej zarabiająca żona była przyczyną załamania nerwowego…
Czasami myślę, że takie wewnętrzne walki wynikają z braku jasnego określenia swoich dziedzin kompetencji w związku. Niestety jak patrzę chociażby naszą rodzinę, to mimo ustalenia jasnych reguł, często dochodzi do testowania granic i „wkraczania” na obce terytorium. Niektóre zagadnienia przerobiliśmy, ale wciąż pojawiają się nowe. Pamiętam jak na początku naszego małżeństwa, wybraliśmy się do sklepu z narzędziami, aby dokonać zakupu pierwszej w życiu wiertarki. Mieliśmy wtedy dużo czasu i wszystko staraliśmy się robić wspólnie. 😉 Po dotarciu do sklepu każde z nas zaczęło działać na własną rękę. Ja przyglądałem się i porównywałem wystawione modele, a żona pobiegła po sprzedawcę, aby go się poradzić. Nie ustaliliśmy wcześniej takiego sposobu działania, po prostu zadziałała instynktownie. Sprowadziła tego sprzedawcę na stoisko obok mnie i tylko z nim rozmawiając wypytywała o szczegóły wiertarek. Ja, stojąc obok czułem się jak idiota, który nie wie co to wiertarka i w dodatku taki wstyd przed obcym facetem. Totalny brak kompetencji z mojej strony. Nie wiem jak udało mi się go spławić i nie urazić przy tym żony, ale do dziś mam to narzędzie, które wtedy SAM wybrałem. Po powrocie, gdy opowiedziałem żonie o swoich uczuciach, była bardzo zdziwiona, bo przecież chciała tylko pomóc. Od tej pory słowo „WIERTARKA” stało się znakiem rozpoznawczym takich sytuacji, w których działania kobiety obniżają moje poczucie męskości.
Wbrew pozorom faceci doceniają pomoc kobiet, jeżeli zostanie odpowiednio zaoferowana. Przecież w sytuacji opisanej na początku żona osiągnęła, to co chciała – wybór lepszej wg niej trasy. Byłem nawet trochę jej wdzięczny. Problem pojawia się wtedy, gdy robi się to poprzez publiczną krytykę, ciągłe wracanie (wypominanie) tej sytuacji, czy też zwykłe poniżanie (bo ja jestem lepszy/lepsza). Nawet lepsze wykształcenie czy inteligencja nie uprawniają do takich metod. Chociaż zdarza się to także najlepszym, zarówno kobietom jak i mężczyznom. Pięknie potrafimy o tym opowiedzieć, gdy dzieje się to np. w pracy, ale znacznie rzadziej rozmawiamy, gdy dochodzi do tego w rodzinie. Ja osobiście wolę stare metody, kiedyś stosowane przez kobiety. Było to w czasach, gdy mąż był „głową rodziny”, a kobieta jej „szyją”. To on najlepiej wiedziała jak podrzucić swój pomysł, aby mąż go zrealizował, a czasami uznał za swój „własny”. Razem z żoną oglądaliśmy kiedyś film „Moje greckie wesele” w którym jest podany genialny przykład takiego postępowania. Przecież w takim przypadku chodzi o prostą rzecz: kobieta chce osiągnąć swój cel, a mężczyzna nie chce stracić twarzy (godności). Jacek Pulikowski w swojej książce „Krokodyl dla ukochanej” przytacza częściowo tylko żartobliwe zdanie: „Prawdziwie mądra kobieta zawsze wie mniej od mężczyzny, z którym rozmawia”. Może to dlatego faceci tak „kochają” blondynki?
![](https://ksie.ga/wp-content/uploads/2014/05/10256746_295540127272203_9078434895723474931_o-1024x683.jpg)
A właśnie, jak najlepiej rozmawiać z mężczyzną? Rzadko kto się nad tym zastanawia, bo to trudna zagadka dla kobiet, a mężczyźni nie lubią rozmawiać o tych sprawach. To dla nich często zbyt bolesne. Ostatnio z żoną oglądaliśmy genialną bajkę na ten temat – „Staruszek i staruszka”, Chrystiana Andersena. Nie mogłem się od niej oderwać, bo jest tam poruszonych wiele ciekawych wątków. Wbrew pozorom, nie jest to bajka dla dzieci. Trzeba na nią koniecznie spojrzeć z pozycji dorosłego. To co mniej najbardziej ujęło, to sposób w jaki główni bohaterowie zwracają się do siebie . Chciałbym, aby w mojej rodzinie tak właśnie było. Nie chcę zdradzać szczegółów bajki i zachęcam, bo to trzeba samemu zobaczyć. Bajka jest do kupienia na allegro.pl Do dziś sobie zadaję pytanie – co było pierwsze: ich miłość, czy sposób rozmawiania ze sobą.