Tym razem miało być inaczej, a wyszło jak zwykle. Postanowiliśmy wyjechać na ferie z dziećmi, na których miałyby zorganizowane zajęcia z wychowawcami, a my z żoną moglibyśmy się samotnie byczyć w pokoju lub urządzać wspólne spacery. Niestety nasz plan się nie udał, bo musieliśmy dopomóc dzieciom nauczyć się zjeżdżać na nartach. Zawsze jedno z nas pilnowało ich na stoku i organizowało zajęcia z instruktorem. Za to w ciągu tych paru dni w Bukownie Tatrzańskiej stali się narciarzami zjazdowymi i w następnym roku powinno być już lepiej. Kto wie, może i my zapiszemy się do szkółki narciarskiej?
![](https://ksie.ga/wp-content/uploads/2014/03/10003863_268944913265058_40206955_o-1024x575.jpg)
Udało mi się jednak zrealizować jedno z moich marzeń: chciałem zobaczyć jak wyglądają góry zimą i jak się wtedy wędruje szklakami. Nie marzy mi się kariera Kukuczki, ale tęskniłem już tej zimy za śniegiem. Wybrałem się do mojej ulubionej Doliny Kościeliskiej. Niestety okoliczne szlaki były zamknięte z powodu halnego, który wyrządził znaczne szkody w drzewostanie podczas ostatnich świąt. Ruch w dolinie praktycznie żadny, tylko cisza i spokój. Wszyscy walą do schroniska, aby trochę podjeść i czegoś się napić. Patrzyłem po ludziach, czy któryś z nich wybiera się dalej, bo samemu w góry i to zimą iść niebezpiecznie. Niestety wszyscy dyskutowali ile to czasu będą musieli wracać z powrotem.
![](https://ksie.ga/wp-content/uploads/2014/03/1965557_268944456598437_799622859_o-1024x575.jpg)
Postanowiłem pójść na Ornak (1854 m) i później wrócić doliną Strążyską. Początkowo droga prowadziła przez las, wyżej, coraz wyżej. Na szczęście ścieżka była odgarnięta, wokół śpiew ptaków i spokój. Żadnego samochodu i innych ludzi. W pewnej chwili upadłem na zlodowaciałym fragmencie szlaku. W moje oko wpadł porzucony rachunek ze sklepu. Ktoś kupił w Zakopanym pokrowiec na „raki”. Widać tu je właśnie włożył. Zazdrościłem mu. Tak dotarłem do Iwaniackiej Przełęczy i rozpocząłem podejście pod Suchy Wierch Ornaczański (1832 m n.p.m.) Różnica w wysokości to 370 metrów, ale nachylenie prawie 60 stopni. To był najtrudniejszy moment wyprawy. W lecie ten szlak leci trawersem, ale pod metrową warstwą śniegu niczego nie było widać i wszyscy wspinali się pionowo w górę. Bez sprzętu, każdy krok to zapadnięcie się po kolana, jedno większe zachwianie się i jedzie się po śniegu w dół. Bardzo szybko i nie ma się czego chwycić, bo drzewa się skończyły. A nad dole przepaść. Kilka razy udało mi się przycupnąć w większej zaspie i zaczerpnąć powietrza. Pogoda była przepiękna! Słońce świeciło, temperatura lekko na plus. Widoki cudne, ale bez okularów przeciwsłonecznych nie dałbym rady. Tylko jeszcze parę metrów na górę…
![](https://ksie.ga/wp-content/uploads/2014/03/1932707_268944099931806_1186552342_o-575x1024.jpg)
Udało się. Z góry widać pozostałe szczyty i nowe doliny. Spotkałem tam też pierwszych ludzi, którzy wracali do schroniska. Obawiali się, że ich złapie noc na szlaku. Ja na szczęście miałem latarkę. Jak się wejdzie na pierwszy szczyt, to się już tylko frunie! Wokół zasypane szczyty, a przede mną wijąca się ścieżka w śniegu. Kolejni spotkani turyści zdążali do schroniska. Ja wolałem iść na przód niż wracać się tym zejściem. Bez raków nie dałbym rady. Tak to przeszedłem przez Ornak i dotarłem do Siwej Przełęczy. Teraz w dół, w poprzek stoku. Wymarzone miejsce dla narciarzy. Pełno śniegu, gładka powierzchnia, stromo, tylko brakuje wyciągu. W oddali na dalekich szczytach pojedyncze punkciki ludzi, przede mną nikogo. Na szczęcie są ślady, bo szlaku nie widać. Udało się zejść i nawet nie zjechać. Co chwila zapadałem się w śniegu i nadwyrężyłem kolano. Dolina Starorobociańska była już w cieniu.
![](https://ksie.ga/wp-content/uploads/2014/03/1553351_268944333265116_904118631_o-575x1024.jpg)
Po jakimś czasie zaczęły się też wiatrołomy i szło się coraz trudniej. Naraz na ścieżce stanął Tico. Żadna terenówka, tylko zwykły Daewoo. To drwale zbierali ścięte drzewa i holowali je swoimi traktorkami na punkt zborny. Klimat jak u Stachury. Gdzieniegdzie dymek z resztek ogniska. Zaczęło się już trochę ściemniać, a traktorki ciągnęły po kilka bali. Jeden z nich padł pod większą górką i trzeba było go kopniakami popchać dalej. Na większej polanie stała nowa ciężarówka, na którą ładowali większe partie drzewa. Widać było, że co po niektórzy pracowali na własny rachunek, bo czas oficjalnej pracy się już skończył. A przede mną było jeszcze jakieś z 12 km marszu. Nienawidzę tej doliny Strążyskiej. W swej naiwności liczyłem, że będą tam na mnie czekać busy, którymi dotrę do pozostawionego samochodu. Okazało się jednak, że o tej porze dnia i roku nie ma wielu turystów i busikom nie opłaca się tam jeździć. Mijali mnie za to górale wracających swoimi rozklekotanymi samochodami. Myli się ten, który sądziłby, że z ochotą są w stanie powieźć turystów, bądź nie bądź, swoje „dojne krowy”. Ten marsz wiele mnie nauczył, zwłaszcza jak przeszedłem obok placówki pracowników TPN. Na ich podwórku stał najbardziej popularny samochód terenowy Tatr, czyli Łada Niwa oraz Suzuki Samuraj. Miały gdzieś ponad 20 lat. Jak wielki to był kontrast między parkingiem naszego ośrodka, gdzie można było zobaczyć przegląd najnowszych modeli z salonów, ze tego połowa to samochody terenowe. Tylko który z nich widział jakiś teren? Zrozumiałem wtedy, że jestem obcym w tym środowisku i poczułem się jak inna odmiana owiec, która górale żywią, doją i strzygą. I inaczej spojrzałem na ich życie oraz często wymuszone uśmiechy. Przypominała mi się stara gaździna w której kiedyś mieszkaliśmy, a która nigdy w górach nie była, bo niby po co. Jej wnuki były tylko w paru dolinach, z wycieczką szkolną. Chodzenie po górach to dla nich coś zupełnie nienaturalnego. Było już zupełnie ciemno, gdy dotarłem do samochodu. W ośrodku, z powodu kontuzji kolana musiałem się wciągać po poręczy na piętro. 😉
Na naszych wczasach było jeszcze kilka „góralskich” akcentów. „Przysiada” – czyli objadanie się na potęgę niby regionalnymi potrawami, przejazd góralskimi wozami, czy noc w szałasie na podwórku ośrodka, gdzie kelnerki sprzątały papierowe talerzyki, nocne jazdy na nartach. Jakie to było odległe od tych gasnących ognisk drwali w dolinach…
![](https://ksie.ga/wp-content/uploads/2014/03/1979229_268945683264981_1240337662_o-1024x575.jpg)