Gdy kilkanaście lat temu na ekrany kin wchodził film „Matrix” nie chodziłem zbyt często do kina. Przede mną wybrali się tam koledzy i koleżanki z pracy. Gdy następnego dnia pytałem ich o wrażenia, jakoś stawali się dziwnie poważni i radzili, abym sam go obejrzał. Dziś ten film jest zaliczany do kultowych i chyba nie ma żadnego kinomana, który go nie widział. Obecnie jego efekty specjalne już tak nie porażają, ale według mnie jego główna siła tkwi w fabule. Historia tam przedstawiona jest tak bardzo nierealna, że wręcz wydaje się prawdziwa! Każdy po jego obejrzeniu zadaje sobie pytanie: „Czy ja sam nie żyję w Matrixie? Czy to, co mnie otacza jest prawdziwe, czy tylko wytworem mojej wyobraźni lub go gorsza, czyjegoś sterowania?. Czy „Bóg” istnieje i czy właśnie w ten sposób nas wykorzystuje?”. Te pytanie zostają na długo w człowieku i stąd milczenie moich znajomych. Trudno na nie odpowiedzieć i trzeba to samemu zrobić, albo po porostu je zignorować i się nie przejmować. To przecież tylko film.
![](https://ksie.ga/wp-content/uploads/2014/11/10011873_374015566091325_8324728948450217946_o-1024x819.jpg)
Mnie najbardziej zastanowiła postawa jednej z drugoplanowych postaci. Jeden z zespołu ludzi, który walczył z maszynami, zdradził ich. W wyniku tego postępku zginęło parę osób. To, co mnie najbardziej szokowało, to zapłata, na jaką się umówił z drugą stroną. Otóż postanowił zrezygnować ze swojej wolności i na nowo podłączyć się do Matrixa, gdzie byłby wykorzystywany jako „bateryjka”. Postanowił tylko jeden warunek: w wirtualnej rzeczywistości, którą mu wtłoczą do głowy ma być bogaty i do tego kimś ważnym. To oczywiście był drobiazg dla jego nowych mocodawców, bo wymagało tylko zmiany paru linijek kodu lub drobnych zmian w konfiguracji. „Wybrał świadomie piękne złudzenia, zamiast szarej, ale przecież prawdziwej rzeczywistości” – myślałem o tym długo. I właściwie nadal myślę, bo widzę tą postawę często u siebie. I coraz mniej się dziwię temu człowiekowi, a coraz bardziej innym członkom jego zespołu, że też na to nie wpadli. Sami nadali sobie prawo „wyrywać” innych ludzi z Matrixa w którym oni spokojnie żyli. Jestem pewny, że gdyby zrobić referendum, kto wybiera nowe życie na zniszczonej planecie, a kto chce dalej śnić, to wygraliby zwolennicy Matrixa. I to nie tylko dlatego, że większość „czuła” by się lepiej w tym systemie, ale głownie z obawy przed nieznanym, przed tym, że stracą to co już „mają”. Podziwiamy wszyscy głównych bohaterów tego filmu i ich walkę o wolność i prawdę, ale czy naprawdę chcielibyśmy porzucić swoje złudzenia dotyczące siebie, innych osób, otoczenia, gdyby okazały się fikcją lub własną projekcją?
Tego właśnie tematu dotyczy książka „Przebudzenie” Anthony de Mello. Muszę się przyznać, że w ciągu ostatnich przeczytałem ją kilka razy. Wracam do niej przeważnie w trudnych momentach życia, gdy widzę, że rzeczywistość wygląda inaczej niż sobie wyobrażałem. Jest to straszny ból, przekonać się, że ocena swojej wartości lub oczekiwania w stosunku do ważnych dla mnie osób czy rzeczy, są tylko wytworem mojej wyobraźni czy aktualnego stanu uczuć. Ci, co znali sposób działania Matrixa, dzięki swojej przytomności umysłu mogli zauważyć takie drobiazgi jak „Déjà vu” i nie dać się wkręcić w grę reżyserowaną przez innych. Przez to, że trzymali się rzeczywistości mogli zwyciężyć lub wyjść cało z bieżącej opresji. Ta książka opisuje właśnie mechanizmy, które sami stosujemy do poznawania siebie i rzeczywistości, a z których nie zdajemy sobie sprawy. To tak jak z Matrixem, gdzie samemu nie można było odkryć, że żyje się w fikcji, a jeżeli pojawiały się jakieś dziwne „znaki”, to były przeważnie ignorowane.
Nie będę zdradzał szczegółów, aby nie psuć przyjemności czytania tej książki swoją perspektywą i oceną. Jedno jest pewne – to nie jest książka dla słabych. Może ona naprawdę zmienić życie. Jeżeli jesteś osobą poszukującą, albo zauważasz, że wokół Ciebie zaczyna się dziać coś odbiegającego od Twoich wyobrażeń, to warto po nią sięgnąć. Można ją nawet wygooglać i znaleźć w formacie pdf.
Do zobaczenia w Matrixie! To tylko od nas samych zależy po której stronie monitora się znajdziemy. Każdy ma swój wybór.