Czas czytania: 6 minut

Gdy miałem kilka lat, to mieszkałem na obrzeżach Puszczy Solskiej. Jest to jeden z największych kompleksów lasów na wschodzie Polski. Wspominając tamten czas, przed oczami mam kilometry piaszczystych ścieżek wśród sosen. Były one wszędzie dookoła. Do lasu chodziłem przeważnie z babcią, która zbierała jagody. To był wtedy dobry sposób na dorobienie, bo często nie starczało „do pierwszego”. Z czasem, wybieraliśmy się już tam z kolegami, czy to na „kurki” czy też szczupaki. Woda w okolicznych rzeczkach była tak czyta, że wystarczyło pociągnąć za sobą coś błyszczącego z haczykiem, aby doczepił się do tego szczupak. Rodzice trochę się stresowali jak je przynosiliśmy do domu, ale potem wspaniale pachniało smażoną rybą.

Miłość do drzew, a w szczególności do sosen mam w sercu do dziś. Ugruntowały je wędrówki i obozy harcerskie. Takie lasy najlepiej nadają się na biwaki. Nauczyłem się na oko określać wiek drzew, w czym pomocna jest aplikacja BDL. Uwielbiam odwiedzać najstarsze zakątki lasu. Często je wynajduję na tej mapie i tak planuję wędrówkę, aby np. odwiedzić fragment z 200 letnimi sosnami. W zależności od regionu występują różne ich gatunki. Według mnie jedne z piękniejszych rosną na Mazurach. W lesie często splatają się z innymi gatunkami tworząc pary złączone na lata. Wiek sosny można określić licząc liczbę poziomów rozgałęzień. Te pierwsze, najstarsze są już niewidoczne, bo dawno uschły i odpadły. Można je odnaleźć po starych sękach. Drzewa, które dożyły starczego wieku, kończą swój żywot uschnięciem i zmianą koloru. Tracą żywe barwy i stają się szare. W takim stanie potrafią jednak stać wiele lat, aż przewali je silniejsza burza. Wtedy to już nastaje prawdziwy krach, choć radość dla różnego rodzaju robactwa i grzybów. Cykl życia zamyka swoje koło. Prawdziwe życie dorosłej sosny toczy się jednak w przestrzeniach, które normalnie nie widać. Z jednej strony korzenie, dość płytko osadzone w ziemi, z drugiej korona, gdzie trwa wieczna walka światło słoneczne. Rozmiar i piękno takiej korony najbardziej widać, gdy ona znienacka upadnie. Widać wtedy jaka jest ona rozbudowana. Aby zmaksymalizować powierzchnię wystawioną na słońce, na górze rozwija się ona w kierunku poziomym. Chodzi o to, aby jak najszybciej zająć nasłoneczniony fragment, nie dać się zapchać w cień oraz jak najwięcej słońca zabrać swoim sąsiadkom. Tam, na górze nie ma litości. To jest walka o przetrwanie. Inaczej wygląda to u tych drzew, które stoją na skraju drogi lub samotnie na polanie. Wtedy mogą się swobodnie „rozprostować” i rozwijać we wszystkich kierunkach. Trudniej wtedy ocenić ich wiek. Często zatrzymuję się pod takimi drzewami na chwilę zadumy. Wokół drzewa wyrastają także ich dzieci. Na początku są to małe patyki, ale być może któryś z nich osiągnie kiedyś rozmiary swojego rodzica. Nie wszystkim jest to jednak pisane.

Cykl życia drzewa przypomina mi ludzkie losy i relacje między nimi. Patrząc np. na dąb, w pierwszej kolejności rzuca się w oczy jego potężny pień. To dla mnie symbol wspólnych wartości, wspomnień z czasów dzieciństwa, gdy wszystko robiło się wspólnie i każdy chciał być taki sam jak inni. Z wiekiem z tego pnia zaczęły wyrastać gałęzie, które z czasem stały się potężnymi konarami. Te rozgałęzienia do moment pierwszych poważnych decyzji życiowych. W momencie ich podjęcia wydają one małe i niepozorne, ale gdy po latach widać ich skutki, to okazuje się, że te dwie gałęzie, mimo wspólnego pnia, nigdy się już nie spotkają. Rozpoczęły życie we własnym kierunku, walcząc o swój kawałek światła słonecznego. Co pewien czas, kolejne wybory powodują zmianę kierunku i oddalanie się gałęzi narodzonych w tym samym czasie. Zdarza się jednak, co prawda rzadko, że któreś pokolenie gałęzi spotka się na chwilę z tymi z innej „rodziny”. Może to być wskutek życiowych zakrętów, ale znacznie częściej jest to wynikiem wspólnych problemów, czy to silnego wiatru wiejącego z jednego kierunku, czy też wspólnego upadku na ziemię. Czasami gałęzie trą się nawet o siebie powodując w lesie tajemnicze zgrzyty i trzaski.

Co pewien czas próbuję przerwać i nagiąć ten rytm oddalania się ludzi (gałęzi) od siebie. Odnajduję zakurzone kontakty i  umawiam się na spotkania. Czasami jest to telefon, rozmowa z kamerką, odwiedziny, czy też imprezy klasowe „po latach”. Wymaga to jednak pewnych przygotowań i często umówić się jest trudno. Rzadko jednak występuje brak chęci. Gdy dojdzie do takiego spotkania z dawnym kolegą czy przyjacielem, to na początku występuje obawa, czy się poznamy. Pamiętamy się jeszcze, gdy byliśmy młodymi „pąkami”. Warto wtedy powiedzieć komplement, że „nic się nie zmieniłeś”. Najbardziej bezpieczne jest rozmawianie o wspólnych wspomnieniach lub teraźniejszości. Dawne czasy przywołują nostalgię. Przeważnie pamiętamy tylko miłe chwile i cudownie jest do nich wrócić. Okazuje się jednak, że i tu czekają niespodzianki. Na naszym klasowym spotkaniu po 30 latach wspominaliśmy nasze wycieczki szkolne i wyszło na to, że po latach pamiętamy je trochę inaczej. Ze zdziwieniem słuchałem opowieści kolegów, bo niektórych elementów zupełnie nie pamiętam. Miałem też swoich parę wspomnień, które były dla nich obce, choć mogłem przysiąc, że byli tam razem ze mną. Trochę mnie to zaniepokoiło, czy z moją pamięcią jest wszystko w porządku. Po jakimś czasie przestałem się jednak martwić, gdy dotarło do mnie, że razem … pamiętamy więcej. Takie grupowe spotkania udowadniają mi, jaka moja pamięć jest wybiórcza. Oraz to, że warto spisywać lub nagrywać wspomnienia. Dawne czasy niestety mają taką przykrą cechę, że kiedyś się jednak kończą. Ileż można wspominać starocie! Wtedy przychodzi czas na współczesność. Jest ona bardzo ciekawa, choć przeważnie udowadnia to co korona sosny.

Z racji wieku jesteśmy przeważnie na tym samym poziomie materialnym, gdzieś w tle jest rodzina i podobna praca oraz troski. Te ostatnie z czasem zaczynają dominować w rozmowach, choć ich powody bywają różne. Na pierwszym planie są te związane z sytuacją zewnętrzną – polityką, sportem, gospodarką. W głębszych rozmowach pojawiają się wątki osobiste – rodzina, sytuacja pracy, czy też problemy zdrowotne związane z wiekiem. I wiele spotkań kończy się w tym momencie. Pomiędzy dawnymi czasami a teraźniejszością jest to co jest najbardziej bolesne, albo najbardziej wartościowe. Tak jak w koronie drzewa, najbardziej skomplikowana jest plątanina gałęzi rozchodzących się od wspólnego pnia. I mimo, że teraz jesteśmy na podobnej „wysokości”, to przeszliśmy rożną drogę, aby się tu dostać. Często jest ona pochodną decyzji których teraz się wstydzimy, albo wręcz odwrotnie jesteśmy dumni. To zapis walki, którą prowadziliśmy przez te lata, gdy się nie widzieliśmy. Kosztowała ona nas tak dużo, że lepiej nie rozmawiać o niej z innymi. Wtedy mogłoby się okazać, że inni inaczej osiągnęli swoje cele. W moim wieku rzadko się już myśli o zmianie kierunku w którym rośnie gałąź, bo jest ona tak gruba, że straciła swoją elastyczność. Jednym sposobem na to, aby coś zmienić w tak ukształtowanym drzewie, to go przywiązać na siłę do innego konaru lub zewnętrznego patyka. Można go także złamać, licząc na to, że odrośnie w innym kierunku. Nikt na to jednak nie jest gotowy. I też nie życzyłbym nikomu takiego zakończenia.

Temat spotkań po latach zawsze zastanawiał ludzi. Kiedyś podziwiałem Adama Asnyka, który tak to opisał w swoim wierszu „Dwa spotkania”.

Spotkałem go w młodości dniach –
W objęcia moje upadł on
I rzekł mi: „Bracie w wspólnych snach
Znajdziem zwycięstwo albo zgon!”

Spotkałem go po latach wielu
Spotkałem na środku rynku
W objęcia padł: „Ach, przyjacielu –
Zawołał – chodźmy do szynku”!

Najboleśniejsze jest przypominanie wartości, w które kiedyś razem wierzyliśmy, albo przynajmniej tak się nam wydawało. Życie wiele z nich weryfikowało i spowodowało, że mimo wspólnego pnia, nie mamy już szans na ich kontynuację. Za daleko zaszliśmy w swoich wyborach i mimo, że jesteśmy na tym samym poziomie drzewa, mamy tyle samo światła, to możemy być znaczniej odległości od siebie. Korona jest na tyle rozłożysta, że pomieści różne rozwiązania. I to jest cudowne, bo dzięki temu razem możemy więcej, mamy szersze spojrzenie na życie, większe doświadczenie i możliwość wzajemnej pomocy. Często jednak pierwsze spotkania po latach bywa często ostatnim. Kiedyś bardzo się tym martwiłem. Bałem się chyba samotności i odrzucenia. Dziś doceniam możliwość wyboru znajomych, a nawet czasami jest mi wygodnie, gdy komunikacja ustaje z braku chęci do jej podtrzymywania. Jednostronna walka o podtrzymanie relacji bywa naprawdę męcząca.

Jednak dalej lubię szukać porozumienia oraz uczyć od ludzi, którzy poszli inną drogą. Coraz częściej jest to już tylko rola słuchacza, ale tym cenniejsza w świecie, który codziennie do nas tyle nadaje bodźców. Bombardowani faktami, wiadomościami, śmiesznymi filmikami i memami, często nie mamy okazji powiedzieć innym o tym co dla nas ważne. O tym, o co walczyliśmy przez ostanie lata. Zauważam też, że z wiekiem przeszłość ma coraz mniejsze znaczenie. Przestałem udzielać nieproszonych rad, ciesząc się wspólną chwilą i tymi drobiazgami, które nas łączą. Chyba dorosłem do drugiej części wiersza Asnyka i łapania tych ulotnych momentów, gdy możemy być jeszcze razem. Zawsze też z radością mogę wrócić do siebie i obserwacji mojego kawałka nieba. W końcu wszyscy razem, jesteśmy podłączeni do wspólnego pnia i kiedyś razem upadniemy na ziemię.

[Update Wigilia 2023]

Dzień wcześniej zaczął sypać śnieg. To już nie jest takie typowe na Święta Bożego Narodzenia. Biały puch pokrył łąki i drzewa. Przyjechaliśmy na Wigilię do domu rodzinnego Basi i wspólnie zachwycaliśmy się tą zimową aurą. Świąteczna atmosfera skłania do dalszych refleksji. W mojej głowie nadal wracałem do drzew i zmiennych ludzkich losów. Patrząc przez okno zobaczyłem, że przed domem rośnie dziwne drzewo – orzechowiec. Zawołałem żonę, aby razem ze mną spróbowała określić, czy to są dwa osobne pnie, czy tylko rozgałęzienie. Trudno to było stwierdzić z naszego miejsca obserwacji. Dziwna sprawa, bo znamy ten widok od wielu lat i nigdy się tym bliżej nie zainteresowaliśmy. Trzeba było się ubrać i dokonać wizji lokalnej.

Patrząc z boku na nasz obiekt, okazało się, że są to dwa oddzielne drzewa, które postanowiły tu wyrosnąć razem, przytulić się do siebie i wydawać wspólne owoce. Gdy przychodzi czas zbiorów, to nie można odróżnić, które orzechy pochodzą od którego drzewa. Ten przykład z przyrody nasunął nam na myśl nasze małżeństwo. Dwie oddzielne osoby, które połączyły swoje losy i wydają wspólne owoce. Ta myśl bardzo nas wzruszyła i pokazała, że w przyrodzie jest jeszcze wiele zjawisk, które potrafią nas zaskoczyć. Nawet pod własnym domem.