Magda miała tego dnia trudny dzień. Rano Janek obudził się znów za wcześnie i chciał się bawić. Do tego Maciek podczas śniadania wylał całe kakao na swoją piżamkę. Adama już wtedy nie było, musiał wcześniej wyjść do pracy. Trudno było rozpocząć nowy dzień, zwłaszcza, że nie było z kim pogadać. Dzieci są słodkie, ale jeszcze małe, znajomi w pracy, a rodzina daleko. Dobrze, że przynajmniej w domu było ciepło, bo za oknem było całkiem biało – parę dni już leżał śnieg. Janek zdrzemnął się na chwilę, a Maciek oglądał bajkę w telewizji. Dzięki temu udało się przygotować produkty na obiad i zebrać myśli. W południe zaczęła ubierać dzieci i poszli na spacer do parku. Janek jechał jeszcze w wózku, a jego brat biegał dookoła, robił kulki ze śniegu i starał się nimi trafić w najbliższe drzewa. Magda myślami zaczęła sięgać nadchodzącego Bożego Narodzenia. Życie z dziećmi tak pędzi, że czasami można przegapić coś ważnego. Nie zauważyć, że narodził się Jezus. „Panie, pokaż mi Jezusa” – poprosiła w myślach.
Parę metrów dalej zobaczyła obok ścieżki głębokie ślady w śniegu. W niektórych nich coś czerwieniało, jakby krew. Ze strachem rozejrzała się dookoła i zawołała na syna, aby przyszedł do niej. Chciała zawrócić do domu, ale zauważyła, że za drzewa wystają stopy, bose stopy. Postanowiła podjechać bliżej i ujrzała, że pod drzewem siedzi mężczyzna. W zniszczonym już ubraniu i starej wełnianej czapce. Przysiadł na chwilę i z troską obserwował swoje stopy, które były przemarznięte i niektórych miejscach zaczęły krwawić. „Co Pan tu robi?” – zapytała. Nic nie powiedział, tylko spojrzał na nią zaskoczony. „A co nie wolno tu siedzieć?” – odburknął. „Oczywiście, że wolno. Czy nie potrzebuje Pan pomocy?” – zapytała już bardziej przyjacielsko. „Nie – wszystko w porządku” – odparł. „A może mogę coś dla Pana zrobić?” – nie dawała za wygraną. „Proszę się lepiej zająć sobą i swoimi dziećmi” – nieznajomy wyraźnie nie chciał pomocy. Patrzył jednak z niepokojem na swoje stopy. „Kupię dla Pana buty” – nagle powiedziała Magda, ze zdecydowaniem w głosie o które nawet siebie nie podejrzewała. Mężczyzna spojrzał na nią ciekawym wzrokiem. „Idziemy” – Magda wczuła się w swoją misję – „Muszę zabrać z domu pieniądze. Chodźmy!” . Nieznajomy spojrzał na swoje stopy i wstał. „Dobrze” – powiedział już trochę ciszej i bardziej ugodowo.
Poszli całą gromadą z powrotem między bloki. Starszego syna zostawiła u sąsiadki, a z młodszym na wózku poszli na zakupy. Po drugiej stronie ulicy była „Magnolia” – jedno z największych centrów handlowych we Wrocławiu. Przed świętami panował tu straszny tłok, choć o tej porze było jeszcze całkiem luźno. Weszli do pierwszego lepszego butiku i zaczęli się rozglądać za odpowiednimi butami na zimę. Na twarzach sprzedawców było widać przerażenie. Bali się do nich podejść, a Ci bardziej odważni starali się ich zniechęcić, mówiąc, że nie ma tu nic odpowiedniego dla nich. Ta sytuacja powtórzyła się w kolejnym i następnym sklepie. Wreszcie weszli do jednej z większych „sieciówek”. Tutaj ceny były o wiele niższe, a i obsługa jakby inna. Jedna Pani zaopiekowała się Jankiem, który tymczasem usnął w swoim wózeczku. Dzięki temu Magda mogła pomóc wybrać buty dla bezdomnego. Okazało się, że ma na imię Stanisław.
Gdy zapłacili i odeszli od kasy, nagle podszedł do nich jakiś mężczyzna. „Obserwuję Panią już od dłuższego czasu, ale bałem się podejść wcześniej”. „Nie wiedziałem jak się zachować, a przez Panią poczułem, że chciałbym jakoś pomóc. Co mógłbym zrobić?” – zapytał. Magda stanęła zakłopotana. Stanisław nie lubił obcych i zaczął się wycofywać. „Mam dużo pieniędzy i chciałbym je komuś dać” – kontynuował nieznajomy. „Niedaleko za wiaduktem jest schronisko dla młodych matek z dziećmi. Im przyda się każda pomoc.” – wpadła na pomysł Magda i potoczyła wózek w stronę domu.
Gdy przygotowywała obiad dla rodziny, życie nie wydawało się jej już takie trudne i monotonne. Podczas posiłku mąż zapytał „Jak Ci minął dzień? – „Spotkałam Jezusa” – odpowiedziała.