Dawno nie miałem już takiej satysfakcji, jak wtedy, gdy pewnego wieczoru w salonie naszego mieszkania w bloku rozległ się ryk łańcuchowej piły motorowej. W pokoju unosił się wtedy zapach benzyny i coraz większe opary spalin. Było potem trochę wietrzenia, ale wszystko wynagrodził radosny pisk żony dochodzący z łazienki. Udało się.
Chodziło o przywrócenie do życia starej piły, którą kiedyś używał teść. Pochodzi jeszcze z ubiegłego wieku i zanim trafiła w jego ręce, dzielnie służyła w zieleni miejskiej. Potem była wielokrotnie przez niego reanimowana, a gdy umarł nie miała już okazji do pracy. Znalazłem ją przypadkowo zakurzoną w starej szafie w garażu. Była jednym z elementów w ważnej dla teścia walce – pozyskiwania drewna.
![](https://ksie.ga/wp-content/uploads/2016/04/12983850_587417838084429_7273701602307701069_o-768x1024.jpg)
Teść i jego sprzęt
Mieszkał on w domu, który przy pomocy swoich braci, wybudował dla rodziny. Najważniejszym dla niego miejscem w tym domu był piec. Mimo, że przez okno widział zakłady koksownicze i to paliwo miał na preferencyjnych warunkach, jego ambicją było palenie drewnem. Przez dłuższy czas myślałem, że chodziło mu tylko o oszczędność. Nikt w rodzinie tego nie doceniał. Jednak z wiekiem zaczynam rozumieć, że chodziło mu o coś innego. Szkoda, że dziś nie możemy o tym porozmawiać.
Drewno otrzymywał od kolegów z zieleni miejskiej, którzy przycinali drzewa. Wybór gatunków i jakości był dość przypadkowy. Czasami były to większe kawałki, a czasami trociny. Ten wspólny „drewniany” projekt był ważny dla obu stron. Teść spotykał się ze starymi kolegami, oni pozbywali się problemu, a on mógł oddać się swojej największej pasji – rąbaniu drewna.
To była jego życiowa misja. Nie chciał za bardzo do niej dopuszczać innych. Nie prosił o pomoc nikogo i cieszył się, gdy mu nikt nie przeszkadzał. Drzewo zazwyczaj było zwalane na łąkę przed domem i tam, na oczach całego osiedla domków odbywało się cięcie, rąbanie i łupanie. Wymagało to nie tylko sił fizycznych, ale także psychicznych. Większość mieszkańców patrzyła na ten widok z politowaniem, myśląc, że teścia nie stać na porządny opał. Byli jednak mężczyźni, którzy go po cichu podziwiali. Jego przykład zainspirował niektórych i sami zaczęli rąbać. Nawiązało się między nimi pewnego rodzaju współzawodnictwo.
![](https://ksie.ga/wp-content/uploads/2016/04/12983354_587418198084393_3393345061258738936_o-1024x768.jpg)
Wnuki dzielnie asytują
Praca była ciężka. Teść się nie oszczędzał. Nie był podziwiany przez najbliższe otoczenie, które martwiło się, że traci przez to zdrowie. I faktycznie: jego kręgosłup był w fatalnym stanie, płuca zanieczyszczone pyłem z trocin, a na pilarce stracił część palca. Zachował jednak to co było dla niego najważniejsze – męską dumę i własną satysfakcję, że i w tym roku dał radę. W ostatnim roku, na wiosnę, na łące przed domem było już cicho.
Po jego śmierci został zainstalowany nowy piec na gaz i podczas obecnej zimy był on głównym źródłem ciepła w domu. Czasami jednak, gdy byliśmy w odwiedzinach, był on wyłączany, a ja zabierałem się za rozpalanie w starym piecu. I muszę przyznać, że stało się coś nieoczekiwanego – stary piec ogrzewał nas jak nigdy dotąd. Trzymał stałą temperaturę, nie trzeba było dorzucać do niego w nocy. Nikt nie narzekał, że jest za ciepło lub za zimno. Kiedyś zachowywał się zupełnie inaczej i było to częstym powodem niezadowolenia. Czując przyjemne ciepło często myśleliśmy o mężu, ojcu i dziadku, który teraz z nieba czuwa nad swoim piecem. Tylko topniejący zapas węgla i drewna przypomina, że czas się zabrać za robotę.
W tym roku ściąłem starą gruszę, która stała na podwórku. Trzeba ją teraz pociąć i porąbać na kawałki, a szczapy poukładać w piwnicy. Przerwany wątek historii rodzinnej znów powrócił do życia. I mimo, że to nie jest to samo co kiedyś, chciałbym to zrobić tymi samymi starymi narzędziami: naostrzyć siekiery i wypróbować zardzewiałe kliny. W nich zaklęta jest część duszy teścia i wiele dni jego pracy. Myślę, że bardziej to doceni, niż dodatkowe znicze na grobie. I coś czuję, że dla mnie będzie to niezła frajda! W ryku piły łańcuchowej i trzasku upadającego czy rozłupywanego drzewa jest coś magicznego.