Miałem właśnie szkolenie w pracy, gdy przyszła wiadomość od żony: „W naszym mieszkaniu brak prądu. Co robić?”. Gdy zadzwoniłem do niej, okazało się, że na klatce schodowej i u sąsiadów prąd jest, a u nas bezpieczniki w porządku. Nie wiadomo o co chodzi. Żona zadzwoniła do znajomego elektryka i on też nic nie poradził. Wezwaliśmy pogotowie energetyczne. Po jakimś czasie przyjechała ekipa, która stwierdziła, że zakład energetyczny odłączył nam prąd. Prawdopodobnie nie zapłaciliśmy rachunków. Nic na to nie mogli poradzić, a za swój przyjazd pobrali odpowiednią stawkę.
W moim sercu, w pierwszej chwili pojawiła się wściekłość, jak mogli tak odłączyć nas bez ostrzeżenia. Rzut oka na historię płatności konta przekonał mnie, że jednak mieli rację – nie płaciliśmy już pół roku. Pędząc przez życie nie zwróciłem na to uwagi. Zrobił się już wieczór i wyjaśnianie sprawy trzeba było odłożyć na następny dzień. Teraz należało się odnaleźć w nowej sytuacji. Wyciągnęliśmy więc latarki i świeczki. Pierwszym celem do ewakuacji była lodówka, której zawartość udało się upchnąć do sąsiadów. Trzeba było też wypłukać nasze ciuchy, które akurat się prały. Minęło trochę czasu, zanim mogliśmy spokojnie usiąść i poszukać dobrych stron tej sytuacji. Wyciągnęliśmy z żoną butelkę wina, zapaliliśmy lampę naftową i zaczęliśmy marzyć. Może to jest okazja do tego, aby zmienić swoje życie: spróbować pozbyć się tych rzeczy i przyzwyczajeń, które tak pomocne w codzienności zaczęły nam uwierać. Nareszcie moglibyśmy pójść „wcześniej” spać. Bez prądu zabrakłoby wielu powodów, które nas do tej pory „zmuszały” do przeciągania wieczoru. Koniec z telewizją, internetem. Komórki można by naładować w pracy lub komunikacji miejskiej. Żywność można przechowywać w ziemiance na działce. Ale czy w dzisiejszych czasach warto robić zapasy? Gaz i ogrzewanie mamy na razie zapewnione. Im dłużej się nad tym zastanawialiśmy, tym bardziej byliśmy przekonani, że damy radę. Tym bardziej, że poziom wina w butelce coraz bardziej malał. Trochę tylko będzie żal dzieci, ale z czasem i one przywykną do nowego stylu życia. W optymistycznym nastroju poszliśmy spać, odkładając sprawę załatwienia powrotu prądu na kolejny dzień.
![](https://ksie.ga/wp-content/uploads/2018/01/26240411_943575905801952_8806827257554177451_o-576x1024.jpg)
Niestety powrót na łono cywilizacji okazał się łatwiejszy niż przypuszczaliśmy. Wystarczyło opłacić zaległe rachunki, a zakład energetyczny zdalnie włączył u nas prąd. Pozostało jednak w nas wspomnienie minionego wieczoru i przekonanie, że bez prądu dalibyśmy radę. Chociaż z drugiej strony mogliśmy też docenić jego wagę i wpływ na nasze życie, mimo, że nie widać go ludzkim okiem. Ta przerwa w dostawie pomogła nam przyjrzeć się jego dobrym jaki i złym stronom. Oczywiście nie chodzi tu o sam prąd, ale o to jak my sami się od niego uzależniliśmy.
Temat zależności od zdobyczy cywilizacji, posiadania rzeczy interesował mnie już od dawna. Nie tylko zresztą mnie. Jakiś czas temu wpadła mi ręce książka „Walden” napisana przez Henry’ego Thoreau, której opisuje swój eksperyment. Autor w 1845(!) wyprowadził się na 2 lata do lasu, bo nie mógł wytrzymać tempa życia, które wiedli ówcześni ludzi i do którego był zmuszany. Postanowił pokazać współczesnym, że wcale nie trzeba harować cały dzień, aby móc przeżyć w miarę przyzwoitych warunkach. Nie trzeba mieć mnóstwa rzeczy, które po głębszym zastanowieniu okazują się niekonieczne do życia. Do lasu zabrał ze sobą tylko siekierę (pożyczoną). Podczas swojego pobytu utrzymywał się z tego co daje las, sadził fasolę, dzięki temu mógł się wymieniać z innymi na niezbędne rzeczy, których nie potrafił sam wyprodukować. Niezrozumiany przez ogół ówczesnych ludzi, został doceniony po latach, okrzyknięty „pierwszym ekologiem”. Jego spisane wspomnienia są cennym wkładem w rozwój filozofii. Warto spojrzeć na jego życiorys, zdjęcia rekonstrukcji jego chatki na Wikipedii (koniecznie w języku angielskim).
Wielu współczesnych ludzi też zaczyna dostrzegać zagrożenia jakie niesie rozwój cywilizacji. Próbują się temu oprzeć na różne sposoby (hasło simple living w Wikipedii):
· Redukcja konsumpcji, czasu pracy i posiadania
Wojciech Cerjowski często podczas swoich podróży porównuje nasz styl życia z kulturami, które są daleko w rozwoju za naszą. Zauważa u nich dziwną rzecz, że ludziom pierwotnym wystarcza do życia godzina, dwie pracy. Resztę czasu mogą przeznaczyć na swoje przyjemności, rozwój relacji czy sztuki. My na taki stan „musimy” ciężko zapracować. I planujemy go osiągnąć na emeryturze. Oni mają to już dziś.
· Zwiększenie samowystarczalności
Dzięki łatwemu dostępowi do towarów i usług zatraciliśmy wiele podstawowych cech, które jeszcze posiadało poprzednie pokolenie. Mało kto piecze swój własny chleb, korzysta z własnego ogródka, czy robi przetwory na zimę. Tragiczne jest też zatracenie umiejętności naprawiania rzeczy, czy też rozpalania ognia bez pomocy specjalistycznych rozpałek.
· Weryfikacja przydatności technologii
Wśród ludzi pojawia się coraz więcej wątpliwości, czy rozwój technologii nam pomaga, czy przeszkadza. I nie chodzi tu tylko o energię nuklearną, wzrost liczby samochodów czy zakładów przemysłowych. Wystarczy proste zastanowienie się, czy np. internet łączy ludzi, czy ich oddala od siebie. Być może mamy teraz więcej „znajomych” niż kiedyś, ale ile z tych związków jest naprawdę głębokich? Często przez spędzanie czasu w sieci, brakuje go na rozwój relacji w prawdziwym życiu.
· Prostsza dieta
Temat chyba budzący najmniej wątpliwości. Chyba już wszyscy wiemy jaki wpływ na nasze zdrowie ma spożywanie wysoko przetworzonych produktów. Tylko, czy mamy czas, aby zająć się własnym przygotowaniem posiłków?
Szukam odpowiedzi na te pytania i wątpliwości. Wiem, że nie znajdę ich w sieci, siedząc przed komputerem. Wciąż pytam się o swoją prawdziwą naturę, taką bez zbędnych naleciałości cywilizacyjnych. Ile potrzeba do życia? Najłatwiej się o tym przekonać na wędrówce w „bezludne” okolice. Gdy idę kilka dni z plecakiem, brutalnie okazuje się, które rzeczy wziąłem niepotrzebnie, a teraz muszę je dźwigać. Na swoją pierwszą samodzielną wyprawę zabrałem ciężki akumulator kwasowy, bo nie mogłem sobie wyobrazić, że mogę żyć bez prądu. Został porzucony po kilkunastu metrach od wyjścia z autobusu. Tak samo z miejscem do spania. Kiedyś wydawało mi się, że spanie w schronisku to wymagająca sprawa, potem, że namiot trzeba koniecznie rozbić na polu namiotowym wyposażonym w rożne wygody. Dziś najlepsze przygody znajduję tam, gdzie jest jakaś opuszczona chatka lub piękne niebo z gwiazdami. Nie jest łatwo oddzielić się od głównego nurtu cywilizacji. Cieszę się jednak, gdy spotykają naszą rodzinę takie doświadczenia, jak brak prądu. Mamy wtedy więcej czasu dla siebie i na odkrywanie swoich nowych możliwości. Najbardziej cieszy mnie to, że nie jestem w tym sam, że moja żona i dzieci też mają przyjemność w szukaniu prostego życia, jako własnego sposobu na szczęście.